Mój ostatni wpis dotyczący zdalnego kontrolowania tego, co widzimy na komputerze spotkał się raczej z chłodnym przyjęciem (Quadro). Wiecie co? W sumie to mieliście sporo racji.

Robienie z telefonu Touch Bara rzeczywiście jest bajerem. Bardzo ładnie wygląda, może robić wrażenie na osobach postronnych i całkowicie szczerze powiem, że w moim przypadku sprawdzało się świetnie w przypadku Spotify i Photoshopa. Rozumiem jednak argumenty przeciwko tej aplikacji i nie zamierzam nikogo przekonywać, że tak nie jest, bo to kwestia bardzo subiektywna.

Przechodząc jednak do rzeczy - wasza reakcja skłoniła mnie do tego, aby bliżej przyjrzeć się tematyce zdalnej kontroli, jednak tym razem nie całego systemu, a konkretnej aplikacji - Adobe Lightroom. Przez przyjrzeć się, mam na myśli rzetelny test, bez podniecania się tym, że w ogóle tak można. Oczywiście nie da się tutaj być w 100% obiektywnym, bo ciężko przewidzieć czy drugiej osobie nie ułatwi życia coś, co mnie będzie niezwykle wkurzało. Będę się jednak bardzo starał :).

Soft do edycji zdjęć, a szczególnie wywoływania RAWów ma to do siebie, że znajduje się w nim milion suwaków za pomocą których sterujemy milionem funkcji. Światła, cienie, ekspozycja, kontrast, przejrzystość, nasycenie, dystorsja obiektywu i tak można by do jutra. Całkiem niedawno czytałem o rozwiązaniach znanych z branży muzycznej oraz wideo - kontrolerach przypominających muzyczne miksery, wyposażone w suwaki kontrolujące poszczególne funkcje Lightrooma. Wtedy strasznie się na to napaliłem - jestem niepoprawnym gadżeciarzem i zanim pomyślę po co mi to właściwie potrzebne, już płacę za dany produkt. Pomyślałem, że idea jest całkiem słuszna. Podobnie jak w aplikacjach do tworzenia muzyki, w Lightroomie mamy całą masę suwaków. Jeśli można by mieć dostęp do wszystkich tych opcji na wygodnym kontrolerze, to czemu nie? Na całe szczęście, jestem niezbyt bogatym gadżeciarzem, dlatego to, co zawsze mnie powstrzymuje w ostatniej chwili, to cena. Tak było i tym razem. Dla przykładu, kontroler Loupedeck kosztuje 329 euro, czyli na chwilę obecną ok. 1400 zł (Shop - Loupedeck). Inne tego typu urządzenia są bardzo zbliżone cenowo. Jest to o tyle dziwne, że muzyczne urządzenia tego typu o podobnej wielkości potrafią kosztować o wiele, wiele mniej. Chwilę potem, przypomniało mi się, że przecież mam głęboko w szufladzie relikt z czasów, kiedy jeszcze muzykowałem - Korg NanoKontrol 2, który swoją drogą nowiutki kosztuje ok. 220 zł, a na Allegro pewnie można go kupić jeszcze taniej. A gdyby tak znaleźć sposób, jak to wszystko podłączyć? Swego czasu przeglądając internet w poszukiwaniu artykułów o takim właśnie podłączeniu, natknąłem się na wiele instrukcji jak to zrobić, ale w zasadzie nie pamiętam żeby ktokolwiek się wypowiedział o ergonomii tego rozwiązania i dlatego postanowiłem, że ja to zrobię.

Czy można użyć kontrolera MIDI w Lightroomie?

Oczywiście można, inaczej nie pisałbym tego artykuły :). Istnieją wtyczki, które pozwalają mapować urządzenia MIDI aby mogły kontrolować opcje w Lightroomie. Ja skorzystałem z wtyczki MIDI2LR którą instalujemy jak zwykły plugin w Lightroomie. Wtyczka uruchamia się wraz ze startem samego programu i naszym oczom ukazuje się dość przejrzysty interfejs mapowania pokręteł i suwaków. Po poruszeniu jakimkolwiek elementem kontrolera program podświetla dla nas odpowiedni kanał MIDI, który następnie możemy kliknąć aby wybrać funkcję Lightrooma, którą chcemy nim obsługiwać. Trzeba oczywiście poświęcić chwilę na konfigurację swojego zestawu opcji, ale w końcu warto się chyba raz wysilić, aby potem praca była nawet jeśli nie szybsza, to chociaż przyjemniejsza. Do tego można tworzyć różne presety i zapisywać je do pliku, aby potem szybko do nich wracać. W teorii wszystko więc wygląda pięknie. Załóżmy, że uporaliśmy się już z konfiguracją i możemy przetestować efekty naszej pracy. I tu niestety zaczynają się schody.

Jak to działa w praktyce?

Mówiąc szczerze, nie działa. Oczywiście sama wtyczka radzi sobie bezbłędnie. Poruszając odpowiednim suwakiem, zmieniam ekspozycję czy kontrast, jednak nie ma mowy aby mówić tu o jakiejkolwiek wygodzie. Dzieje się tak z kilku przyczyn.

Małe kontrolery MIDI, są małe ( :) ). Dlatego ciężko jest na nich zmieścić dużo suwaków i knobów i do tego postarać się o to, aby były odpowiednio duże. Za tym z kolei idzie fakt, że skok tych elementów jest minimalny, przez co precyzyjne wysterowanie chociażby temperatury barwowej (wartości od 2000 do 50000) czy nawet ekspozycji graniczy z cudem. Kontolery audio mają z reguły pokrętła i suwaki o ograniczonym ruchu, z pozycją minimalną i maksymalną, dlatego im mniejszy jest ich skok, tym bardziej są „upchnięte” wartości odpowiadające im w Lightroomie. Precyzja leci na łeb na szyję.

Z ograniczonym ruchem jest związany drugi poważny problem takiego rozwiązania. Otóż wyobraźmy sobie, że mamy korektę ekspozycji ustawioną na 0, jest to więc dla suwaka pozycja środkowa. Przechodzimy do następnego zdjęcia, w którym wcześniej ustawiliśmy już korektę na +1, ale uznaliśmy że jednak jest za jasno. Chcielibyśmy więc zejść troszeczkę niżej, powiedzmy do +0,5. Konia z rzędem temu, komu uda się to zrobić za pomocą tego (a także pewnie większości innych) kontrolera. Nie mówię tu o precyzji, bo na niej już się wyżyłem w poprzednim akapicie. Mówię o tym, że przez to że suwak ma pozycję początkową oraz końcową, to na skali jego ruchu ma przypisane na stałe wartości odpowiadające mu w Lightroomie. Jeśli więc nim poruszymy w dół (bo w końcu chcemy obniżyć ekspozycję), to w zależności od wtyczki - albo nie stanie się nic dopóki nie zrównamy pozycji suwaka ze wskazaniem Lightrooma, albo Lightroom od razu przeskoczy do wartości „wskazywanej” przez suwak, czyli w naszym przypadku 0 i od niej dopiero zacznie iść w dół. Mówiąc krótko, jeśli na kolejnym zdjęciu jakikolwiek parametr będzie inny niż na poprzednio obrabianym, to najpierw musimy zrównać wskazania suwaków ze wskazaniami programu. Intuicyjne? Chyba nie do końca.

Z czego wynika problem

Jak sami łatwo zauważyliście, problem w obu przypadkach wynika z ograniczonego ruchu pokręteł i suwaków. W przypadku tworzenia muzyki sprawdza się to wyśmienicie, ponieważ pracujemy na raz na jednym utworze z wieloma ścieżkami a każdej ścieżce przypisany jest jeden suwak, który reguluje jej parametry. Jeśli zmienimy piosenkę, to oczywiście fader’y trzeba będzie wyregulować, ale umówmy się - utworów nie zmienia się tak szybko, jak zdjęć przy ich obróbce - tak, wiem że profesjonalne miksery MIDI mają silniczki w suwakach, które dopasowują ich położenie do tego co widzimy w programie, ale one nie pasują za bardzo do definicji tanich :). Profesjonalne i niestety bardzo drogie kontrolery do edycji zdjęć, nie mają ograniczonego ruchu. Dzięki temu, nawet zachowując ich bardzo niewielki rozmiar, można sprawić aby były bardzo dokładne lub bardzo szybkie zmieniając ich czułość (podobnie jak czułość np. rolki myszy). Do tego mamy pewność, że edytując kolejne zdjęcie i poruszając elementy kontrolera, będziemy zaczynać zawsze od tej wartości, którą widzimy w Lightroomie.

Czy profesjonalne kontrolery mają w takim razie sens?

Teraz będzie czysto subiektywnie - moim zdaniem tak, gdyby nie ich cena. Wiele osób pracuje teraz na presetach i skrótach klawiaturowych, z którymi działają cuda. Jednak każdy kto fotografuje, nawet amatorsko, zdaje sobie sprawę z tego, że dopasowanie jednego presetu do wszystkich zdjęć np. z sesji jest awykonalne. Owszem, w sesjach studyjnych ze stałym oświetleniem i parametrami aparatu, ingerencje trzeba ograniczyć do minimum. Ale zdjęcia nie zawsze robi się w studiu. Często robimy je także w zmiennych warunkach, chociażby na dworze ( zmienne zachmurzenie, wędrówka słońca po niebie, różnie oświetlone scenerie). Wtedy nawet jeśli uda nam się stworzyć w miarę uniwersalny set ustawień i tak trzeba go będzie delikatnie modyfikować przy poszczególnych zdjęciach. Reasumując, grzebania w suwakach nie unikniemy, a takie narzędzie, jeśli tylko będzie odpowiednio skrojone (czyli nie będzie miało problemów kontrolera MIDI), z łatwą możliwością dopasowania do swoich potrzeb, to moim zdaniem będzie się świetnie sprawdzało. Niestety, na chwilę obecną cena takich urządzeń jest moim zdaniem zaporowa i delikatne zwiększenie wygody (bo co do szybkości to jest to kwestia dyskusyjna) nie jest tyle warte - moim zdaniem.

Werdykt

Nie chcę skreślać zupełnie używania małych i tanich kontrolerów MIDI do sterowania Lightroomem (i innymi wywoływarkami). Możliwe, że komuś te problemy które opisałem wydadzą się błahe. Mimo wszystko wpis ma trochę wydźwięk ostrzeżenia - nie kupujcie bo się zrazicie! I szczerze mówiąc chciałem, żeby taki był. 200 zł to nie jest jakoś bardzo dużo pieniędzy. Jednak 200 zł wydane na coś, co nie poprawia ergonomii pracy a jedynie będzie irytowało, nagle okazuje się bardzo dużą kasą. Przyznam się szczerze, że gdybym nie muzykował i kupił sobie to urządzenie w celu użytkowania go z Lightroomem, to potężnie plułbym sobie w brodę.

Na chwilę obecną, mój subiektywny werdykt brzmi - jeśli koniecznie chcecie sterować Lightroomem w alternatywny sposób, to przygotujcie się na duży wydatek i wyposażcie w profesjonalne rozwiązanie tego typu. Nie kupujcie tanich kontrolerów MIDI, bo prawdopodobnie przyniesie Wam to więcej szkody niż pożytku. A Korga można wykorzystać do tego, do czego został przeznaczony - w małym domowym studiu audio sprawdzi się świetnie.

Wasza opinia na ten temat

A może Wy macie zupełne inne doświadczenia w tym temacie? Może znaleźliście super kontroler, za niewielkie pieniądze, który świetnie współpracuje z Lightroomem lub innymi tego typu programami. Jestem bardzo ciekaw Waszej opinii.

Gdyby ktoś jednak bardzo chciał przetestować takie rozwiązanie na własną rękę, to wtyczkę której ja używałem można pobrać stąd: https://rsjaffe.github.io/MIDI2LR/