Pisałem bardzo niedawno o nowym produkcie Adobe dla fotografów bardziej lub mniej pro, a więc o Lightroom Mobile dla iPada. Aplikacja oczywiście trafiła do mnie do testów, jako zagorzałego miłośnika desktopowej wersji programu. Oto moje przemyślenia na jej temat.

Na początek...

Zdecydowałem, że to co mnie zaskoczyło bardzo niemile, napiszę na samym początku. Adobe wszem i wobec oznajmiło, że program będzie w pełni funkcjonalny tylko i wyłącznie po wykupieniu subskrypcji Creative Cloud oraz dało możliwość testowania go bezpłatnie przez 30 dni. Osobiście, bez wdawania się w czytanie szczegółowych informacji założyłem, że przez 30 dni będę mógł go spokojnie używać, po czym aplikacja grzecznie poprosi mnie o wykupienie jednej z opcji usługi CC lub w przeciwnym razie odmówi działania. Założenie było oczywiście błędne. Okres 30 dni testowych dni, obejmuje nie tyle Lightrooma Mobile co cały pakiet usług Creative Cloud (a więc dostęp do praktycznie wszystkich programów takich jak Photoshop, Illustrator, InDesign, Premiere itp.) - to dobrze! Tu pojawia się jednak "mały" szkopuł. Mobilna wersja "wywoływarki rawów" nie jest praktycznie w stanie działać, bez swojego desktopowego brata. Można powiedzieć, że nie ma co narzekać - w końcu dostajemy wszystkie programy CC na miesiąc, Lightrooma na komputery również. Możemy go więc zainstalować i problem z głowy. Moim zdaniem nie do końca, najpierw jednak powiem może na czym polega ograniczenie samodzielności aplikacji mobilnej. Otóż w przypadku RAWów możemy pracować tylko na plikach, które zsynchronizowaliśmy za pomocą programu na komputerze. Nie ma możliwości ich wczytania z biblioteki zdjęć naszego tabletu. Odpada więc opcja, gdy świeżo po wykonaniu zdjeć podłączamy aparat przez Camera Connection Kit, zgrywamy wybrane fotografie do pamięci urządzenia i przeprowadzamy wstępną obróbkę - takie rzeczy możemy zrobić tylko z plikami JPG, do których mamy już multum innych aplikacji dostępnych w App Store. Oczywiście nie jest to niedopatrzenie, czy niedoróbka. Po prostu Adobe z założenia przeznaczyło swój nowy produkt do zupełnie czegoś innego. Powiem szczerze, że po przełknięciu pierwszej gorzkiej pigułki, aplikacja jak i sposób jej działania i synchronizacji z wersją komputerową wydają się całkiem dobrze przemyślane. Tak czy inaczej, pozostaje mały niesmak, gdy program kojarzony przez wszystkich głównie z obróbką RAW, nie czyta tych plików...

Zasada działania

Jak już napisałem we wstępie, o obróbce RAWów wczytanych z biblioteki zdjęć iPada możemy zapomnieć. Zamiast tego Adobe oferuje nam możliwość zdalnej synchronizacji wybranych kolekcji (podkreślam - kolekcji, nie katalogów) z naszego desktopowego Lightrooma na urządzenie przenośne. Oba programy muszą być oczywiście zalogowane na to samo konto Adobe ID. Synchronizacja działa w obie strony - gdy zmienimy cokolwiek na iPadzie, zmiany pojawią się także na komputerze i odwrotnie. Wartym odnotowania jest fakt, że zdjęcia przenoszone do pamięci tabletu, to tylko Smart Preview, a nie pełne pliki RAW zajmujące często 20 czy więcej MB. Pozwala to zaoszczędzić miejsce, co w efekcie powoduje zwiększenie maksymalnej ilości zsynchronizowanych kolekcj. Na koniec jeszcze jedna uwaga - współpracować będą tylko kolekcje utworzone własnoręcznie. Tzw. smart collection nie będą miały możliwości synchronizacji.

Gdy już wybierzemy nasze kolekcje i włączymy synchronizację, po odczekaniu kilku chwil (lub kilkunastu, zależy od ilości zdjęć) zobaczymy je na ekranie głównym Lightrooma Mobile. Po tapnięciu w którąś z nich ukazują nam się wszystkie fotografie umieszczone w kolekcji w postaci bardzo estetycznej tablicy. Po tapnięciu gdziekolwiek w ekran dwoma palcami naraz, na każdym zdjęciu będą się wyświetlały dodatkowe dane takie jak data i godzina wykonania, informacje o ISO, szybkości migawki i przesłonie oraz informacje o tym czy zdjęcie było edytowane i czy zostało oflagowane. Jeśli to nam nie wystarczy, w celu szybszego odnalezienia interesującej nas fotografii możemy je posortować np. ze względu na datę modyfikacji, stan oflagowania czy po prostu alfabetycznie po nazwie pliku. Po tapnięciu na wybrane zdjęcie otwiera się oczywiście ekran edycji.

Kolekcje możemy również tworzyć sami, z poziomu programu i importować do nich zdjęcia z rolki aparatu czy innych albumów. Tak jak już pisałem, aplikacja widzi tylko pliki JPG, RAWy są dla niej zupełnie niewidoczne. Kolekcja stworzona na iPadzie również będzie synchronizowana, a więc widoczna w Lightroomie na naszym komputerze, wraz ze wszystkimi zmianami których dokonamy na obu urządzeniach.

Możliwości

Mobilna wersja Lightrooma została wyposażona w podstawowe funkcje obróbki, znane z wersji komputerowej. Adobe oddało nam do dyspozycji trzy zakładki z opcjami. W pierwszej znajdziemy ustawienia dotyczące balansu bieli, temperatury barwowej, eskpozycji, kontrastu oraz sterowania światłami, cieniami i przejrzystością zdjęcia. Ci, którzy bawili się kiedykolwiek Lightroomem na komputerze, doskonale będą kojarzyli te opcje z tabelki Basic. W następnej zakładce znajdziemy presety, zarówno te gotowe jak i te stworzone przez nas na komputerze - będą się one automatycznie synchronizować. Ostatnia zakładka oferuje możliwość wykadrowania zdjęcia. Mamy do wyboru gotowe opcje proporcji jak 5x4, 7x5 czy 3x2. Możemy też oczywiście kadrować ręcznie. Zabrakło natomiast opcji prostowania zdjęcia, z której bardzo często korzystam a co za tym idzie - bardzo mi jej tu brakuje. Oprócz możliwości edycji, aplikacja ma możliwość ustawiania flag. Robimy to za pomocą wygodnego gestu pociągnięcia palcem w górę (flaga w górę) lub w dół (flaga w dół). Niestety zabrakło opcji wystawienia ocen czy wpisywania tagów. Liczę, że pojawi się to w którejś aktualizacji bo chwilami brak ten jest nieco irytujący.

W przypadku edycji plików JPG zaimportowanych z biblioteki iPada, wszystko wygląda i przebiega identycznie. Oczywiście nie jesteśmy w stanie wyśrubować zdjęcia tak, jak jest to możliwe przy RAWach, jednak podstawową korektę bez problemu przeprowadzimy.

Dodatkiem do aplikacji jest możliwość wyświetlania pokazu slajdów. Piszę "dodatkiem", ponieważ nie znajdziemy tu żadnych rozbudowanych opcji czy chociażby możliwości dołożenia podkładu dźwiękowego. Jedyne, co możemy wybrać, to czas trwania slajdu i efekt przejścia - są ich całe trzy.

Udostępnianie

Jak chyba w każdej dzisiejszej aplikacji mobilnej służącej do obróbki zdjęć, tak i tutaj mamy możliwość wygodnego ich udostępniania. Oczywiście nie widzę w tym nic złego, jest to bardzo przydatne. Tą opcję posiada nawet duży Lightroom. Wybrane przez nas zdjęcia możemy udostępnić w sposób identyczny, jak w przypadku aplikacji systemowych. Wyświetla się okienko z serwisami, na które jesteśmy zalogowani (np. Facebook czy Twitter) a także z iMessage, Mail oraz AirDrop na nowszych urzadzeniach. Fotografię możemy także zapisać do rolki aparatu, przypisać do kontaktu czy wydrukować.

Podsumowując - czyli dla kogo to wszystko?

Po przełknięciu zawodu związanego z mocnym ograniczeniem samodzielności aplikacji, zaczynamy odkrywać jej zalety. Przede wszystkim, działa szybko, bez zacięć nawet na starszym sprzęcie. Dzieje się tak za sprawą wczytywania do pamięci iPada tylko tzw. Smart Preview które dodatkowo mocno oszczędzają miejsce na naszym tablecie. Cieszy całkiem sprawna synchronizacja między urządzeniem mobilnym i naszym komputerem. Możliwości edycji, choć nie są rozbudowane spokojnie wystarczą chociażby do szybkiej wstępnej obróbki czy chociażby wprowadzania ostatnich poprawek - np. u klienta. Dodatkowo, program potrafi tworzyć także kolekcje z plików JPG umieszczonych w rolce aparatu. W połączeniu z opcją automatycznego importu do Lightrooma Mobile nowych zdjęć z rolki i synchronizacją ich z komputerem, mamy swego rodzaju alternatywę dla DropBoxa i jego automatycznego uploadu zdjeć. Dla kogo jest więc ten program? Moim zdaniem, głównie dla tych, którzy na fotografii coś jednak zarbiają. Subskrypcja Adobe Creative Cloud swoje kosztuje. Pakiet Photoshop CC + Lightroom kosztuje 52 zł miesięcznie (w promocji - tylko do końca maja). Nie jest to majątek, nie jest to jednak mało. Widzę wiele zastosowań dla osób fotografujących komercyjnie - zamiast brać ciężkiego laptopa, bierzmy tablet i razem z klientem/modelem wybieramy zdjęcia oflagowując je. Możemy też przeprowadzić wstępną obróbkę na bieżąco pokazując efekt. Po powrocie do domu wszystkie zmiany będą już w naszym desktopowym Lightroomie. Oszczędzamy czas a tym samym pieniądz. Z drugiej jednak strony, jeśli ktoś nie zarabia, a chciałby zacząć... rozwiązanie od Adobe z pewnością zwiększy jego produktywność, wygodę. Pozwoli zapanować nad coraz większym katalogiem zdjęć. Sprawi wrażenie większego profesjonalizmu co być może zaowocuje w przyszłości nowymi klientami i sesjami - już komercyjnymi. Podsumowując podsumowanie - uważam, że mimo wszystko rozwiązanie jest dla ludzi, którzy pstrykają za pieniądze. Dlatego właśnie mam zamiar kupić sobie roczną subskrypcje w promocyjnej cenie, pomimo tego, że na fotografii nie zarabiam :)

Przy okazji, zapraszam na mój blog, można powiedzieć fotograficzny (oraz na prowadzące od niego linki do 500px i instagrama): Studio Shot

Obserwuj @@sblindfox