Mateusz Strzeszewski mateusz strzeszewski

Miłośnik nowinek technologicznych, które często testuje na sobie :). Ze szkoły poligraf, z zamiłowania fotograf który lubi się też pobawić w grafika. Dość wierny, ale też i krytyczny fan Apple.

Blog News Nowy wpis

Mój ostatni wpis dotyczący zdalnego kontrolowania tego, co widzimy na komputerze spotkał się raczej z chłodnym przyjęciem (Quadro). Wiecie co? W sumie to mieliście sporo racji.

Lubicie czasem coś napisać? A lubicie to robić na komputerze? Niezależnie co - wypracowanie, opowiadanie, post na bloga, notatkę, listę spraw do zrobienia, cokolwiek. Ja np. bardzo lubię, do tego lubię, kiedy edytor tekstu nie rozprasza milionem funkcji, pozwala się skupić na tym co się robi, a przy okazji świetnie wygląda. Mówiąc krótko, jestem fanem minimalistycznych edytorów tekstu, których od jakiegoś czasu możemy zaobserwować cały wysyp - jest więc z czego wybierać.

Gdy Apple zaprezentowało nowe macbooki z dotykowym panelem Touch Bar, wiele osób określiło go jako bezużyteczny gadżet, służący głównie wstawianiu emotikonek w iMessage. Prawda jest jednak taka, że urządzenie jest tak dobre, jak dobre jest jego oprogramowanie. I w tym przypadku ta zasada działa nad wyraz dobrze.

Aparaty w telefonach są coraz lepsze. Nie bez powodu wiele osób, które nieco wcześniej sięgnęłyby po niewielki cyfrowy kompakt, decyduje się na korzystanie z telefonu jako jedynego aparatu fotograficznego. Dziś jednak nie będzie pieśni pochwalnych dla aparatów w nowych iPhonach. Nie będzie też nagonki, że jak taka mała matryca może dorównać wielkim i mocarnym matrycom APS-C bo o pełnej klatce czy średnim formacie to już nawet grzech ciężki wspominać.

Początkowo, ten wpis miał być typowym wpisem. Miał mieć dużo tekstu i bardzo dużo zrzutów ekranu, dzięki którym miałby obrazować działanie poszczególnych funkcji nowej wersji aplikacji Zdjęcia w High Sierra. Gdzieś w połowie pisania go, podrapałem się po głowie i zapytałem sam siebie, komu właściwie będzie chciało się to czytać? I wtedy właśnie została podjęta decyzja o nakręceniu krótkiego filmu.

Dziś będzie bardzo luźno. Konkretnie chcę Wam opowiedzieć krótką historię w stylu tych „od zera do bohatera”. Z tym, że z tym bohaterem to może delikatnie przesadzam, no ale do rzeczy.

Kiedy wraz z systemem Yosemite Apple wprowadziło na rynek swoją nową aplikację Zdjęcia, nie powiem, wiązałem z nią spore nadzieje. Nie korzystałem wcześniej z Aperture, więc płacz jego użytkowników na znikomy stopień zaawansowania nowego programu nie robił na mnie większego wrażenia. Niestety, życie szybko mój entuzjazm zweryfikowało i narzekania użytkowników okazały się bardziej niż uzasadnione. Zdjęcia były świetną aplikacją dla przysłowiowego Kowalskiego, który chciałby swoją bibliotekę posegregować, opisać, podciągnąć delikatnie kolorki a na koniec łatwo szybko i przyjemnie zrobić z niej kalendarz (pomijam fakt, że w polsce bezpośrednie puszczenie go do druku oczywiśćie nie działało).

Dlaczego właściwie kupiłem to piórko? To dość dobre pytanie, które ma wiele odpowiedzi. Nie chcę jednak brzmieć jak domorosły filozof, więc przejdę od razu do rzeczy. Rysować nie potrafię. Notować wolę na klawiaturze dotykowej niż piórkiem. Po co mi więc jakikolwiek stylus do ekranu dotykowego? Otóż mieć rysik zapragnąłem, gdy kolega z pracy pokazał mi pewien ciekawy program dostępny na system OS X - Astropad. Tak naprawdę to przez pryzmat tej aplikacji będę oceniał przydatność zarówno tego konkretnego rysika jak i wszystkich innych, jednak o tym później. Zakup samego urządzenia, bo tak spokojnie można je nazwać, nie był podyktowany impulsem o którym mówiłem wcześniej. Był głęboko przemyślany, ponieważ niespecjalnie widziało mi się wydawać dobrze ponad 200 zł na metalową kredkę z łącznością Bluetooth (zamówiłem tańszą, aluminiową wersję), jeśli będę jej używał tylko i wyłącznie z Astropadem. Producent deklaruje doskonałą współpracę z wieloma popularnymi aplikacjami dla iOS, zarówno do rysowania (dla mnie mniej przydatne, choć pobawić się zawsze można) jak i do tworzenia grafiki (zdecydowanie mój target). Po wielu więc bojach z samym sobą i narzeczoną (po co Ci kolejny gadżet?!?!) wszedłem na applestore.pl i zamówiłem to cudeńko.

Dziś pod wpływem impulsu postanowiłem odnowić kontakt z moim starym FEDem 5 - dla osób nie zainteresowanych fotografią jest to stary radziecki (a jakże by inaczej) aparat dalmierzowy, oczywiście z wymienną optyką. Można go śmiało porównać do dzisiejszych bezlusterkowców - identycznie jak one nie posiada lustra, jest mniejszy i bardziej poręczny i ma w zasadzie wszystkie możliwości lustrzanki.

Pamiętam czasy mojej fascynacji wyczynową jazdą na deskorolce. Co prawda nigdy nie osiągnąłem nic wielkiego, a najlepszym trickiem jaki byłem w stanie wykonać był kickflip z małych schodów po 1000 nieudanych prób, jednak sama magia deskorolki podsycana przez świętujące triumfy kolejne części Tonego Hawka była nie do podrobienia. Po wielu latach przyjaciółka pokazała mi swojego nowego iPhone'a i "głupią grę, która Tobie się pewnie spodoba, bo kiedyś coś tam skakałeś". Gra była mi już znana. Widziałem ją wcześniej w iSpocie na urządzeniu pokazowym, tak więc z dziką radością w oczach rozładowałem jej telefon nie pozwalając nawet odpisać na smsy, które w międzyczasie przychodziły. Ta gra, to Touch Grind Skate - dzisiaj natomiast będzie mowa o jej kontynuacji, czyli po prostu Touch Grind Skate 2.

Pisałem bardzo niedawno o nowym produkcie Adobe dla fotografów bardziej lub mniej pro, a więc o Lightroom Mobile dla iPada. Aplikacja oczywiście trafiła do mnie do testów, jako zagorzałego miłośnika desktopowej wersji programu. Oto moje przemyślenia na jej temat.